Giordano Bruno (1548–1600) – długie życie po życiu męczennika myśli niepokornej

Pomnik Giordana Bruna, Ettore Ferrari

Pomnik Giordana Bruna, Ettore Ferrari

O świcie 17 lutego 1600 roku na rzymski plac Campo de’Fiori dotarli przedstawiciele Świętego Oficjum, zakonnicy z Bractwa św. Jana Chrzciciela i przedstawiciele władz miasta, prowadząc pięćdziesięciodwuletniego mężczyznę. Znalazł się w tym miejscu z własnej woli – mógł odwołać swoje, z punktu widzenia Kościoła błędne poglądy i uratować życie. Ale tego nie zrobił. Rozebrany do naga, zakneblowany, przy wtórze litanii śpiewanych przez zakonników stanął na stosie.

Pomnik Giordana Bruna, Ettore Ferrari
Giordano Bruno, pomnik filozofa, Campo de'Fiori
Fasada bazyliki Santa Maria sopra Minerva
Pomnik Giordana Bruna, relief przedstawiający filozofa nauczającego w Oksfordzie
Pomnik Giordana Bruna, filozof przed Świętym Oficjum
Pomnik Giordana Bruna, Bruno na stosie
Pomnik Giordana Bruna na Campo de'Fiori o poranku

O świcie 17 lutego 1600 roku na rzymski plac Campo de’Fiori dotarli przedstawiciele Świętego Oficjum, zakonnicy z Bractwa św. Jana Chrzciciela i przedstawiciele władz miasta, prowadząc pięćdziesięciodwuletniego mężczyznę. Znalazł się w tym miejscu z własnej woli – mógł odwołać swoje, z punktu widzenia Kościoła błędne poglądy i uratować życie. Ale tego nie zrobił. Rozebrany do naga, zakneblowany, przy wtórze litanii śpiewanych przez zakonników stanął na stosie.

 

      Pomnik Giordana Bruna na Campo
      de'Fiori o poranku

W Rzymie był trzy razy – jako młody człowiek szukający pomocy i jako dojrzały mężczyzna oczekujący wybaczenia. Ten ostatni, prawie siedmioletni pobyt spędził w więzieniu. Jednak temu miastu – religijnemu centrum katolicyzmu poświęcił wiele swych myśli i traktatów. Wiemy, że był pragmatykiem, niejednokrotnie w trakcie swych licznych podróży po Europie odwoływał dla własnego dobra i bezpieczeństwa swe wichrzycielskie poglądy. Był też człowiekiem bezkompromisowym i niepozbawionym miłości własnej, posiadającym wyostrzony zmysł krytyczny i żarliwe pragnienie poznania świata, filozofii i religii w ich szerokim spektrum. Dla dziecka niewywodzącego się z ówczesnych elit, lecz jedynie z rodziny żołnierza (służącego w hiszpańskim wojsku), jakim był ojciec Bruna, najlepszym sposobem na osiągnięcie podobnych celów była kariera kościelna. W 1565 roku siedemnastoletni Filippo wstąpił do zakonu dominikanów w Neapolu, gdzie przyjął imię Giordano. Kilka lat później popadł w konflikt z przełożonymi z powodu krytyki podstawowych dogmatów wiary. Młody zakonnik zdjął ze ścian swej celi wszystkie wizerunki świętych, pozostawiając jedynie krzyż, odrzucił czytanie żywotów świętych, wyśmiewał kult relikwii, podważał niepokalane poczęcie i kult Marii. Mimo to został doktorem nauk filozoficznych, a oprócz podstawowej lektury, jaką w tamtych czasach były dla duchownych pisma Arystotelesa, czytał też Erazma z Rotterdamu i inne księgi, krytykujące greckiego filozofa. Giordano poszedł tą drogą, nie w pełni rozumiejąc, że dywagacje tego typu grożą mu śmiertelnym niebezpieczeństwem. Najprawdopodobniej w 1572 roku odbył swą pierwszą podróż do Wiecznego Miasta i być może to wtedy, na dworze kardynała Scipione Rebbiego, zwrócił uwagę na mnemotechnikę. Gdy w 1575 roku wziął udział w dyspucie dotyczącej arianizmu, ujawnił swe wątpliwości na temat Trójcy Świętej – podstawowego dogmatu katolickiego Kościoła, zbliżając się poniekąd do nurtów chrześcijańskich uznawanych od stuleci za heretyckie. Wtedy młodzieńczą krnąbrność, o jaką był podejrzewany wcześniej, zaczęto traktować poważnie, a neapolitańskie organy inkwizycji zaczęły baczniej analizować jego odszczepieńcze zachowanie. Nie czekając długo, Giordano opuścił macierzysty zakon i udał się do Państwa Kościelnego, licząc na wsparcie w Rzymie. Zamieszkał w klasztorze dominikanów przy bazylice Santa Maria sopra Minerva, ale szybko zorientował się, że również rzymscy bracia nie rozumieją jego wynurzeń i uznają je za niedopuszczalne. W 1576 roku zrzucił habit, co zapewne było dla niego tożsame z odrzuceniem zobowiązania lojalności wobec Kościoła, i wierząc, że może głosić wszystko, co odkrywa jego niespokojny i twórczy umysł, wyruszył w podróż, licząc na uznanie dla swoich coraz bardziej krystalizujących się poglądów. W Tuluzie, dokąd przybył w 1580 roku, przez dwa lata głosił wykłady z filozofii i astronomii, po czym znalazł się na dworze francuskiego króla Henryka III, zainteresowanego jego metodami mnemotechniki („magicznej pamięci”) – metody pozwalającej zwiększyć zakres i trwałość pamięci. Temu zagadnieniu poświęcił też jeden ze swych traktatów (De umbris idearum). Pobyt na francuskim dworze zaowocował ponadto napisaniem przez niego komedii Candelaio oraz opery Cantus Circaeus, w których krytykował zepsucie współczesnego świata i Kościoła. Gdy we Francji narastały niepokoje religijne, wyjechał w 1583 roku do anglikańskiej Anglii, gdzie znalazł możliwość dalszej pracy, tym razem nad dziełem zainspirowanym traktatem Kopernika i jego heliocentryczną wizją wszechświata (De l’infinito, universo e mondi). Zgadzał się w nim z Kopernikiem, twierdzącym, że Ziemia obraca się wokół Słońca, ale idąc dalej, przewidywał, że i ono nie stanowi centrum Wszechświata, gdyż – jak twierdził – jest on nieskończony, nie ma środka, początku ani końca. Jest bezgraniczny w wymiarze czasowym i przestrzennym, a harmonię gwarantuje mu istnienie Boga, którego jest odbiciem. Wychodząc z założenia, że Bóg jest nieskończony w swej doskonałości, świat będący jego odbiciem postrzegał jako równie doskonały, co doprowadziło go do utożsamienia Boga z przyrodą (panteizmu). Bruno nie omieszkał też krytykować Biblii jako źródła prawdy o świecie naturalnym, kwestionując Genesis, Sąd Ostateczny, Apokalipsę, wypędzenie z raju i wszystkie te rzeczy, które od stuleci stanowiły podwaliny nauk Kościoła. Mało tego, twierdził, że skoro nie ma Boga upersonifikowanego, nie ma też jego syna Chrystusa, ani Marii – Matki Boskiej.

      Pomnik Giordana Bruna, Ettore Ferrari

Wykłady w Oksfordzie dały mu pewność siebie, ale i przysporzyły wrogów wśród tamtejszych elit uniwersyteckich, czego konsekwencją był powrót w 1585 roku na kontynent, gdzie przez kolejne sześć lat przemierzał miasta Rzeszy i Francji, wszędzie zyskując sobie jednak więcej wrogów niż sprzymierzeńców. W tym czasie zaczęła się też jego fascynacja magią, kabałą i astrologią.

Wiele koncepcji Giordana Bruna wyprzedzało przyjmowany ówcześnie punkt widzenia, zarówno w wymiarze światopoglądowym, jak i w naukowej interpretacji rzeczywistości. Był zdeklarowanym przeciwnikiem ingerencji religii w świat nauki, jak i prawa powszechności jednej religii prowadzącej do „gwałcenia ojczystych bóstw różnych krajów”. Twierdził, że „kto chce w  prawidłowy sposób rozumować, powinien umieć się odzwyczaić od przyjmowania czegokolwiek na wiarę”. Sądy swoje opierał na spekulacjach i nieposkromionej niczym wyobraźni, jak też na lekturze dzieł autorów antycznych, a także tych odrzuconych przez Kościół. Był przy tym radykalny i bezkompromisowy. Postulował wprawdzie tolerancję, otwartość na dyskusję i wymianę poglądów, gdyż tego wymaga – jak uważał – naukowe poznanie, ale swoich adwersarzy zrażał obcesowością, zajadłością i grubiaństwem, jak również prześmiewczym sposobem reagowania na krytykę własnych poglądów, które w ówczesnym świecie były więcej niż oburzające. Opowieści biblijne stawiał na równi z mitami greckimi, Jezusowi odmawiał nie tylko boskości, ale strącił go do pozycji magika – szarlatana posługującego się cudami, „człowieka godnego pogardy, podłego i niewykształconego”, proroków natomiast postrzegał jako epileptyków. Nic dziwnego, że i wśród protestantów jego wypowiedzi nie znajdywały posłuchu. Co innego stanowiła krytyka Kościoła katolickiego, w którą chętnie się wsłuchiwano, a co innego podważanie przekazu Biblii czy szerzenie poglądu, że każda religia służy jej przedstawicielom do zdobywania dominacji nad niewykształconymi masami. Jeszcze na początku swej europejskiej podróży, w Genewie (1578–1579), najpierw został uwięziony, a później wygnany i ekskomunikowany przez kalwinów. Podobnie stało się dziesięć lat później w Helmstedt, gdzie również luteranie odcięli się od jego teorii. Nie przystawały one bowiem w żaden sposób do epoki, w której żył. Burzyły porządek świata i były nie do zaakceptowania nie tylko przez przedstawicieli różnych odłamów chrześcijaństwa, ale też ówczesne elity intelektualne, muszące liczyć się z autorytetem instytucji religijnych. Były tak rewolucyjne, że żaden zdrowo myślący człowiek, nawet jeśli w zaciszu domowym myślał podobnie jak Bruno, nie afiszował się tym, nie mówiąc już o otwartym poparciu poglądów filozofa.

      Pomnik Giordana Bruna, relief przedstawiający filozofa
      nauczającego w Oksfordzie

Być może zmęczony ciągłym odrzuceniem i dlatego niebaczny na niebezpieczeństwo, albo zbyt pewny siebie, w 1591 roku Giordano Bruno przyjął propozycję, która miała definitywnie zmienić jego życie. Zawsze marzyła mu się kariera naukowa, liczył, że otrzyma katedrę matematyki na uniwersytecie w Padwie. Gdy jednak jej nie uzyskał, przyjął zaproszenie zafascynowanego jego poglądami i pismami weneckiego patrycjusza Giovanniego Mocenigo, który pragnął, aby Bruno wprowadził go w arkana sztuki skutecznego zapamiętywania. Pół roku później gospodarz związał swego gościa i zadenuncjował go przed weneckim Świętym Oficjum, oskarżając o herezję. Po półrocznym pobycie w weneckim więzieniu zdecydowano o przeniesieniu osadzonego do Rzymu i oddaniu go pod kuratelę rzymskiej inkwizycji. Należy przyznać, że jej działania, którym przewodził Robert Bellarmin, ten sam, który kilkanaście lat później pochylić się miał nad sprawą Galileusza, naznaczone były dociekliwością i niepozbawione dozy dobrej woli. Prowadzono drobiazgowe śledztwo, przesłuchiwano świadków, zbierano dokumenty, wczytywano się w pisma Bruna rozrzucone po Europie, analizowano większe i mniejsze przewinienia zakonnika, wciąż dając mu szansę na wyrzeczenie się swych poglądów. Dla niego samego oznaczały one w sumie osiem lat więzienia, spędzone w bezczynności i nadziei, że dane mu będzie stanąć przed papieżem Klemensem VIII, wyłuszczyć mu swoje myśli i przekonać o swojej niewinności. W trakcie przesłuchań próbował też przedstawić własne przekonania, uważane przez inkwizycję za heretyckie, jako koncepcje czysto filozoficzne, co jednak nie przekonało Bellarmina, który zażądał przyznania się do błędów i ich odwołania. Początkowo Bruno nawet się do tego skłaniał i był gotów z niektórych ze swych tez zrezygnować, ale wyprzeć się wszystkiego nie był w stanie – do końca obstawał przy istnieniu „wielości światów”, ludzkiej naturze Chrystusa i negacji Sądu Ostatecznego. Efektem takiej postawy było zredagowanie ośmiu tzw. cenzur, czyli dowodów winy krnąbrnego dominikanina. Wyrok był gotowy, ale Bruno wciąż miał możliwość wyrzeczenia się swych poglądów. W święta Bożego Narodzenia 1599 roku otrzymał plik kartek, kałamarz i pióro, jednak nie zapełnił ich aktem skruchy. Wydawało się, że Nowy Rok przyniesie niechybną śmierć, ale wciąż czekano. Dopiero 8 lutego odczytano akt oskarżenia. Bruno został wyklęty, podobnie jak jego pisma, które jako heretyckie również zostały skazane na spalenie. Egzekucja jednak nie następowała. W kolejnych dniach odwiedzali go zakonnicy różnych kongregacji (dominikanie, jezuici, hieronimici), namawiając do zaniechania uporu i odwołania swych tez. Ale i na ich perswazje Bruno pozostawał głuchy. Wreszcie, ku przestrodze wszystkich heretyków, spalono go publicznie na placu Campo de’ Fiori, a popiół wrzucono do Tybru.

      Pomnik Giordana Bruna, spalenie na stosie


Ale to nie koniec peregrynacji Giordano Bruna po Rzymie. Kolejny jej etap miał nastąpić dopiero w połowie XIX wieku, w okresie risorgimenta, gdy na nowo odkryto pisma filozofa i wykorzystano ich antyklerykalny wydźwięk w otwartej walce z papieżem i Państwem Kościelnym. I to ten fakt, bardziej niż poglądy naukowe uczonego, zdecydował, że dla wielu pokoleń świeckich elit stał się on zarówno bohaterem, jak i męczennikiem wolnej myśli. Już w 1849 roku, w okresie Republiki Rzymskiej, wystawiono mu pomnik, który po jej upadku został zniszczony. Kolejny, będący prawdziwym policzkiem dla Kościoła, stworzony wysiłkiem laickich elit włoskich i europejskich, stanął na Campo de’ Fiori w 1889 roku (pomnik Giordana Bruna).

W czterechsetną rocznicę śmierci heretyka papież Jan Paweł II uznał akt spalenia Giordana Bruna za niesprawiedliwość, ale rehabilitacja zakonnika nie nastąpiła. Prośby o wybaczenie także dziś dochodzą do uszu kolejnego papieża, Franciszka, nawet z szeregów samych dominikanów (Frei Betto), ale nie wydaje się, aby w obliczu tak obrazoburczych teorii Kościół zdecydował się na ten krok. Ale być może to jeszcze nie koniec historii dominikanina z Noli.